MAMĄ BYĆ cz. 1. (poród)

Dzisiaj mija dokładnie miesiąc od dnia, w którym świat stanął na chwilę w miejscu i wszystko inne przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. 15-stego września o godzinie 21:25 przyszła na świat najpiękniejsza, najwspanialsza i najmądrzejsza dziewczynka pod słońcem (tak, jestem typową mamą - po uszy zakochaną w swoim dziecku!). 
Poród to początek fantastycznej przygody. (fot. LIRYKA Atelier)


Nie należę do osób, które o odpłynięciu wód płodowych informują znajomych na facebookowym wallu, za pośrednictwem Snapchata transmitują poród, a zdjęcie pierwszego kontaktu z maluszkiem udostępniają na swoim koncie na Instagramie. Nie twierdzę oczywiście, że z dostępu do mediów społecznościowych w ogóle zrezygnowałam, starałam się jednak nie przekroczyć granic zdrowego rozsądku. Te cztery tygodnie były zatem czasem tylko i wyłącznie dla nas. To były na tyle intymne, wyjątkowe chwile, że nie łatwo mi było znaleźć chęci, by zasiąść przed ekranem komputera i spróbować wyrazić słowami to, co czuję od tamtej pamiętnej nocy. 
Zresztą nawet teraz, kiedy wreszcie udało mi się tego dokonać, nie potrafię opisać tak wyjątkowego uczucia. Pokuszę się natomiast o przytoczenie kilku przykładów tego,

CO MNIE ZASKOCZYŁO:

Ból porodowy - Oczywiście odkąd pamiętam zdawałam sobie sprawę z tego, że jest to ból wyjątkowy, którego nie można porównać z niczym innym. Nie mogłam jednak wyobrazić sobie tego, w jaki sposób będę go odczuwać. Nie pomogły relacje koleżanek, które go już doświadczyły, szczegółowe opisy w fachowej literaturze czy opowieści położnych ze szkoły rodzenia. Absolutnie nie da się tego pojąć, jeśli nie przeżyje się tego na własnej skórze. Ja zapamiętam ten ból do końca życia. Ból, który w momencie pierwszego krzyku ukochanego maleństwa niemal natychmiast przestaje doskwierać.

Czas trwania porodu - Z jednej strony można byłoby przypuszczać, że dłużył się on w nieskonczoność. W rzeczywistości jednak - przygotowana na znacznie więcej - czułam, że wszystko trwa krócej, niż zdarza się to na ogół. I rzeczywiście od chwili, w której skurcze stały się częste i bolesne do momentu pojawienia się na świecie małej Hani minęły zaledwie dwie i pół godziny. 

Życzliwość personelu medycznego - Urodziłam w szpitalu, którego zawsze unikałam i o którym miałam nienajlepsze zdanie (zbudowane na doświadczeniach wielu innych osób i złej prasie towarzyszącej temu miejscu). O tym, jak do tego doszło nie będę pisać, bo był to ciąg nietypowych zbiegów okoliczności. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że byłam tak mile zaskoczona. Tego samego zdania jest też mój mąż, który towarzyszył mi podczas porodu. Pociesza fakt, iż akcja "Rodzić po ludzku", której kibicuję już od kilkunastu lat przynosi tak wymierne efekty. Jednak nawet najlepsze szkolenia nie są w stanie zmienić charakteru człowieka. Ja (poza kilkoma wyjątkami) miałam szczęście do tych wyjątkowo serdecznych ludzi.

Duma, jaka mnie rozpiera - Tak, jestem z siebie cholernie dumna! Nie tylko zostałam mamą wspaniałej małej istoty, ale też udało mi się urodzić ją siłami natury bez żadnego znieczulenia. W dodatku teraz obie możemy cieszyć się możliwością naturalnego karmienia piersią. Tyle wystarczy mi, by we własnych oczach postrzegać się jako prawdziwą bohaterkę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 9 in 1 , Blogger